Drużyna A w kinie "Millenium"
Kinowa wersja bijącego rekordy popularności komediowego serialu telewizyjnego. Grupa weteranów wojny w Iraku zostaje wrobiona w zabójstwo i postanawia za wszelka cenę odzyskać dobre imię.
Aktor, scenarzysta i reżyser Jorma Taccone wspomina z czułością sceny zbrojenia się z niemal każdego filmu akcji z lat 80., kiedy był młodym człowiekiem. Przypomina sceny z filmów z Rambo, "Szklanej pułapki" i "całego kanonu" z Arnoldem Schwarzeneggerem. – Chodzi o sceny, w których bohaterowie pakowali wielkie noże do pochew, zakładali na pierś pasy z nabojami i przeładowywali z trzaskiem broń – wyjaśnia Taccone. – To była zawsze niesamowita chwila, która przesiąknęła mózgi dorastających w tamtych czasach ludzi. Istnieją całe strony internetowe poświęcone zbrojeniu się w tego rodzaju filmach.
Oczywiście, Taccone zawarł wiele tego rodzaju scen w swoim nowym filmie "MacGruber", opartym na skeczu z programu "Saturday Night Live" pod tym samym tytułem. Główne role w filmie zagrają Will Forte i Kristen Wiig. "MacGruber" jest hołdem złożonym filmom akcji z epoki Reagana. Jednak Taccone nie jest jedynym twórcą, który zdecydował się nawiązać w swoim filmie do tamtej odległej dekady.
Lata 80. wracają!!!
Jeżeli znajdziecie się w kinie w jakimkolwiek momencie tego lub przyszłego roku, macie sporą szansę załapać się na nową wielkoekranową wersję takich hitów lat 80., jak "Starcie Tytanów" [polska premiera: 9 kwietnia – przyp. Onet], "Karate Kid" [24 kwietnia], "Drużyna A" [6 sierpnia], "Czerwony świt" lub "Coś" [2011] lub na sequel "Wall Street: Pieniądz nie śpi" [24 września] czy "Hot Tub Time Machine", który nie jest remakiem lub sequelem, lecz opowieścią o grupie facetów w średnim wieku (z gwiazdą lat 80. Johnem Cusackiem na czele), którzy wracają do swojej młodości w zakrzywiającym czas jacuzzi. Film wypełniają odniesienia do tamtej dekady, na przykład do "Powrotu do przyszłości", rockowej grupy Poison czy dziewczyn w getrach. W przygotowaniu są kolejne wersje przebojów lat 80. Wśród nich znajduje się kinowa wersja serialu "21 Jump Street", nowa wersja "Ducha", "Pogromcy duchów III", a nawet "Smerfy" – film z Neilem Patrickiem Harrisem o milutkich niebieskich stworkach znanych z animowanego serialu dla dzieci wytwórni Hanna-Barbera.
Możecie to nazwać nostalgią czterdziestoparoletnich producentów lub scenarzystów za filmami ich młodości, albo oznaką kreatywnego kryzysu w Hollywood. Ale najbliższe miesiące i tak upłyną pod znakiem tamtej kolorowej dekady.
Wykorzystawszy do cna komiksy i takie klasyki lat 70. jak "Teksańska masakra piłą mechaniczną", producenci gorączkowo poszukują kolejnych marek, które mocno wryły się w świadomość publiczności, i to nie tylko tej amerykańskiej, ale także międzynarodowej.
Marketingowe teorie mówią, że nowe wersje starych filmów (zwykle podrasowane najnowszymi technologiami i nawiązujące do nowej kulturowej otoczki) spotykają się z uznaniem zarówno tęskniących za starymi dobrymi czasami rodziców, jak i ich dzieci. Oczywiście, na każdy sukces kalibru "Aniołków Charliego" przypada klapa rozmiarów "Zaginionego lądu".
Zwyczaje związane z chodzeniem do kina obejmują dziś więcej niż dwa pokolenia – przekonuje Doug Belgrad, jeden z prezesów należącej do Sony wytwórni Columbia Pictures. – Czasami wraz z rodzicami i dziećmi na film wybierają się także dziadkowie. Filmy, do których głowa rodziny odczuwa sentyment i uważa, że spodobają się też jego dziecku, posiadają olbrzymi potencjał rynkowy. Oczywiście, obok tego rodzaju obrazów w kinie wciąż powinny pojawiać się zupełnie świeże rzeczy.
Sony zainwestowała nie tylko w produkcję "Karate Kida" i nowych "Smerfów", ale podjęła także kroki w celu wskrzeszenia "Pogromców duchów", komedii science-fiction o trzech uniwersyteckich parapsychologach uganiających się za duchami po Nowym Jorku. Widzów tego filmu mają przyciągnąć do kin trzy gwiazdy poprzednich dwóch części: Bill Murray, Harold Ramis oraz Dan Aykroyd.
Zdaniem Jonathana Taplina, profesora USC Annenberg School for Communication and Journalism, w czasach gospodarczego kryzysu publiczność w większości wybiera kinową łatwiznę. – Publiczność zdecydowanie nie chce być niepokojona trudniejszymi tematami – mówi Taplin. Dlatego też Hollywood tak zdecydowanie stawia na odgrzewanie lekkostrawnych dań. Nikt nie próbuje kręcić remake'ów "Blue Velvet" czy "Wściekłego byka".
Odnosząc się do pracy swojego kolegi Henry'ego Jenkinsa, Tablin zastanawia się, że "być może wkroczyliśmy na ścieżkę, która porzuca kulturę narracyjną i zmierza w kierunku kultury eksperymentalnej. A w tego rodzaju kulturze najważniejsza nie jest historia, lecz emocje".
Wielu filmowców uważa pomysł powrotu do dziecięcych pasji za niezwykle atrakcyjny. Producent Basil Iwanyk wpadł na pomysł nakręcenia remake'u "Zmierzchu tytanów" [polski tytuł remake'u: "Starcie tytanów" – przyp. Onet], kiedy rozmyślał nad "filmami, które ubóstwiałem w latach 80., kiedy byłem dzieckiem. Jednym z tych filmów był 'Zmierzch tytanów'. Miałem wtedy 11 lat i właśnie przerabiałem w szkole mity greckie. Tamten film był dla mnie tym, czym dla dzisiejszych dzieciaków jest 'Avatar'" – mówi Iwanyk.
Dla odmiany, reżyser Joe Carnahan nie był w dzieciństwie zagorzałym fanem "Drużyny A", serialu o oddziale byłych komandosów ze zwariowanym Mr. T z charakterystyczną fryzurą punka w roli głównej. – Zachwycałem się wtedy "Policjantami z Miami". Ale doceniam też serial, który oglądało 47 milionów widzów – mówi Carnahan.
Zainspirowany najnowszym "Batmanem" Carnahan postanowił, że nowa "Drużyna A" będzie "znacznie poważniejszym, nawiązującym do rzeczywistych wydarzeń filmem. Oczywiście, momentami realizujemy swoje szalone fantazje, lecz zasadniczo próbujemy stąpać twardo po ziemi opowiadając tę historię" – deklaruje reżyser
O atrakcyjności klasyków lat 80. w nowym wydaniu ma w znacznej części stanowić zaangażowanie do ich produkcji najnowszych filmowych technologii i osadzenie ich w dzisiejszej rzeczywistości.
Bohaterowie "Starcia tytanów" nie tylko pojawiają się na ekranie w trzech wymiarach, ale także rezygnują z nieefektownie powiewających białych tóg. Ścierają się z bogami i potworami w mrocznym, naturalistycznym świecie przypominającym ten z niedawnego przeboju "300". W remake'u "Czerwonego świtu" z 1984 roku grupa nastolatków zamiast z Rosjanami, walczy z Chińczykami. W znacznie korzystniejszym świetle Chiny są przedstawione w nowej wersji "Karate Kida", którego twórcy liczą na sukces na gigantycznym chińskim rynku.
Jerry Weintraub, producent oryginalnego "Karate Kida", przyznaje, że początkowo odnosił się ze sceptycyzmem do pomysłu Willa Smitha i Jamesa Lassitera, aby stworzyć remake tamtego filmu z udziałem syna Smitha, Jadena, który wystąpił wcześniej w filmie "W pogoni za szczęściem". – Obawiałem się, że nowy "Karate Kid" skrzywdzi tamtą pierwszą produkcję, która była dla mnie symboliczna i stanowi istotny element mojej spuścizny – mówi Weintraub.
Jednak Smith i Lassiter przekonali go, że nowy film ma być hołdem dla starego. Zamiast, jak to się często dzieje w nowych wersjach tego rodzaju filmów, wyjeżdżać do New Jersey czy Kalifornii, aby walczyć z ulicznymi bandytami, w nowym filmie 11-letni Jaden jest Amerykaninem, którego mama wyjeżdża do pracy w Chinach. Nauczyciela sztuk walk gra Jackie Chan.
Źródło: film.onet.pl