„Somewhere. Między miejscami" w Millenium
Johnny Marco? Na pewno widzieliście go w tabloidach. Johnny mieszka w legendarnym hotelu Chateau Marmont w Hollywood, jeździ ferrari, nie może opędzić się od kobiet i ma na skinienie dowolne narkotyki. Unosi się w tej przestrzeni, znieczulony i przyjemnie odrętwiały. Pewnego dnia w progu hotelu staje Cleo, jego jedenastoletnia córka z nieudanego małżeństwa. Dzięki spotkaniu z dziewczynką Johnny zacznie zastanawiać się nad swoim życiem i zmierzy się z pytaniem, które każdy musi sobie zadać: jaką drogę wybierzesz?
Sofia wie, co robi
Sofia Coppola, córka słynnego Francisa Forda Coppoli, od kilku już lat należy do czołówki amerykańskich reżyserów młodego pokolenia. Największy sukces artystyczny (Oscar za scenariusz) i kasowy odniosła kameralnym filmem „Między słowami” ze Scarlett Johansson i Billem Murrayem. Jej najnowsze dzieło zostało z entuzjazmem przyjęte na MFF w Wenecji – wyróżniono je Złotym Lwem. Chwalono subtelnie melancholijny ton filmu, wyśmienite aktorstwo i szczerość przesłania, nieskażoną sentymentalnymi uproszczeniami. Bliskich współpracowników Coppoli to nie zdziwiło, jest ona bowiem znana ze swego zdecydowania i silnej, autorskiej wizji.
G. Mac Brown („Niewierna”, „Infiltracja”, „Tłumaczka”), wybitny producent o znaczącym dorobku, bardzo chętnie przyjął zaproszenie od Coppoli, by pracować nad jej nowym projektem. – Moje dwa ostatnie filmy miały niebotyczne budżety, a zdjęcia do nich trwały powyżej stu dni. Nie można powiedzieć, że praca nad „Somewhere. Między miejscami” była lekka – wszyscy naprawdę ciężko harowaliśmy. Ale jest to opowieść kameralna, gdzie można się w pełni skoncentrować na relacji pomiędzy ojcem a córką. Tekst został zaś nakreślony pewną ręką i zarazem subtelnie – mówił. Te walory podkreślał też inny producent, brat reżyserki Roman Coppola: – Naszym celem było nakręcenie filmu w intymnym, europejskim stylu, pełnym niewymuszonej prostoty. Po prostu w stylu Sofii. Jednym z moim zadań było oddanie klimatu Los Angeles, bo przecież mieszkam tu na stałe, a Sofia tylko tu bywa. Przedstawiłem jej więc lokalną ekipę, bo bardzo chciała, by przy tym filmie pracowali ludzie znający atmosferę tego specyficznego miasta. No i oczywiście, pilnowałem wydatków, a mieliśmy naprawdę skromny budżet. Brown komentował: – Zmorą wszystkich produkcji filmowych są te słowa: a co, jeśli... Dobrze jest mieć ekipę, która jest przygotowana na wszelkie ewentualności i niespodziewane zmiany. Tego typu ryzyko pragnęliśmy zminimalizować. Udało się to głównie dzięki Sofii – ona po prostu dokładnie wie, czego chce i jak należy to osiągnąć. Brown podkreślał też, że ów pożądany ład w pracy był możliwy dzięki precyzji scenariusza. – Często reżyser albo producent chce osiągnąć coś zupełnie innego niż to, co wydawało mu się ważne na początku. Ale nie w tym przypadku. Dokładnie wiedzieliśmy, dokąd zmierzamy.
Gwiazdor na zakręcie
Grający Johnny'ego Stephen Dorff twierdził, że ta rola była dla niego niepowtarzalnym przeżyciem. – Wystąpiłem w kilkudziesięciu filmach, ale ten był wyjątkowy. Subtelny, poetycki, pełen słodyczy, choć nie przesłodzony. Rzecz w stylu Sofii. Znaliśmy się od lat, ale nie odzywała się do mnie od dość dawna. Nagle zadzwoniła z pytaniem, czy może przysłać mi scenariusz. Przeczytałem go i natychmiast oddzwoniłem, że chciałbym przylecieć do Paryża i porozmawiać o filmie. Spotkaliśmy się. Ostatniej nocy w Paryżu powiedziała mi, że rola jest moja. Zacząłem się wydzierać z radości, bo była to rola, o jakiej od dawna marzyłem. W dodatku, była to rocznica śmierci mojej mamy. Wiedziałem doskonale, że właśnie w takim filmie i w takiej roli pragnęłaby mnie zobaczyć. Aktor podkreślał, jak doskonale rozumiał swego bohatera. – Sam miałem takie okresy w życiu, że żyłem w wielkim pędzie. Rozumiem Johnny'ego, dobrze znałem ludzi takich jak on – mówił. – Kiedy go poznajemy, Johnny zatraca się w monotonnym rytmie swego dekadenckiego życia. Jest w gruncie rzeczy sympatycznym facetem, ale ostro pije i łyka piguły. Myślę, że nie jest dumny z większości swych filmów, takich jak ten ostatni, „Berlin Agenda”. I nagle w jego życiu pojawia się mała dziewczynka. Początkowo myśli: to nie dla mnie, nie dam rady. A potem zaczyna spędzać z nią wiele czasu, więcej niż kiedykolwiek. Dużo rozmawialiśmy z Sofią o tym, kim był Johnny, zanim stał się tym, kim się stał. Kluczową kwestią jest to, że jego córka właśnie zaczyna dojrzewać i to zmienia wiele między nią a ojcem. Dorff wyznał: – Powiem szczerze, że przed początkiem zdjęć do każdego nowego filmu odczuwam tremę. Ale tym razem było inaczej. Dokładnie widziałem, co robić. Mama zawsze pragnęła, bym zagrał postać w stylu Steve'a McQueena, człowieka upadłego, kobieciarza, ale o wielkim sercu. Taki był właśnie Johnny z tekstu Sofii. Ostatecznym testem dla Dorffa miały być zdjęcia próbne z Elle Fanning (ur. 1998, znaną m. in. z filmów „Babel”, „Droga do przebaczenia”, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”), wybraną przez reżyserkę do roli Cleo. Była podczas nich obecna jedynie Sofia, Roman Coppola obsługujący kamerę oraz Brown. Chodziło o to, by sprawdzić, czy Dorff i Fanning będą ze sobą maksymalnie szczerzy i wiarygodni. Test wypadł znakomicie. Brown wspominał: – Chcieliśmy być absolutnie pewni, że Stephen i Elle mogą pracować ze sobą bez napięcia i jakiejkolwiek presji. Fanning oficjalnie zaproponowano rolę jeszcze tego samego dnia, po przejrzeniu nakręconych materiałów. Postanowiono, że – by jeszcze lepiej mogli się poznać – Dorff i Fanning spędzą trochę czasu razem przed rozpoczęciem zdjęć. Elle, siostra słynnej dziecięcej gwiazdy Dakoty Fanning, tak to komentowała: – Okazało się, że mamy ze Stephenem sporo wspólnego. Oboje pochodzimy z Georgii, chodziliśmy nawet do tej samej szkoły. I lubimy podobne jedzenie – bardzo chrupiące! Często rzeczywiście czułam się jak jego córka. Jedenastoletnia Fanning pierwsze aktorskie doświadczenia zdobywała jeszcze zanim zaczęła mówić, ale podobnie jak i jej starszy kolega przyznaje, że odczuwa nerwowość przed rozpoczęciem pracy. Ale nie tym razem. – Nie czułam żadnego nacisku ze strony Sofii, jest jedną z najmilszych osób, jakie znam. Nigdy nas nie popędzała. Słuchała każdego pomysłu mojego czy Stephena, a nieraz chcieliśmy wmontować do filmu nasze prywatne żarty. Często zgadzała się na to. Potrafi osiągnąć to, do czego zmierza, bez podnoszenia głosu. A poza tym, wielkim ułatwieniem było to, że scenariusz jest tak prawdziwy. W filmie było kilka scen o wielkim natężeniu emocji. Elle jednak twierdziła, że nie sprawiły jej wielkiego kłopotu. – Grać to znaczy, moim zdaniem, być jak najbardziej naturalnym. By nakręcić ważną sekwencję na lodowisku z początku filmu, Elle musiała ciężko pracować. Ćwiczyła godzinę dziennie przez sześć tygodni, nauczyła się jeździć tyłem. – To było ekscytujące, w dodatku mogłam się pochwalić przed moimi przyjaciółmi. Lekcji jazdy udzielała jej była mistrzyni jazdy figurowej na lodzie, Renée Rocca. Sofia chciała, by Elle tańcząca na lodzie w rytm piosenki „Cool” wyglądała marzycielsko i elegancko. – By to osiągnąć, musiałyśmy pracować naprawdę ciężko. Wymagało to skomplikowanych obrotów i skoków. Ale Elle okazała się niezwykle pilną, pełną determinacji i wytrwałości uczennicą – mówiła Rocca.
Reżyseria: Sofia Coppola
Obsada: Stephen Dorff, Michelle Monaghan, Elle Fanning
dramat, USA, 2010, 97 min
KINO MILLENNIUM: 15.04.2011 – 21.04.2011